• header
  • header

Uwaga! To jest archiwalna kopia serwisu OKiS | Przejdź do aktualnej wersji -> www.okis.pl

Sygnały

« powrót

Odra 11/2015 - Iza Jóźwik

Dodano: 18.11.2015 11:29

VOT KEN YOU MACH?,

 czyli PYTANIE O TOŻSAMOŚĆ

W dniach od 29 maja do 31 sierpnia w siedzibie Muzeum Współczesnego, czyli zrewitalizowanym niemieckim schronie przeciwlotniczym z okresu II wojny światowej, miała miejsce wrocławska odsłona wystawy Vot ken you mach?. Kuratorka jej drezdeńskiej części, Christiane Mennicke-Schwarz, w jednodniówce towarzyszącej ekspozycji napisała, że jest ona „festiwalem” podejmującym problem tożsamości współczesnych Żydów w Europie.

Nazwanie tego ważnego przedsięwzięcia festiwalem w kontekście wszechobecnej tendencji do „festiwalizacji” kultury, która dotyczy także w dużym stopniu kultury żydowskiej i coraz częściej prowadzi jedynie do komercjalizacji zjawiska i mody na żydowskość, wydaje się jednak niedopowiedzeniem lub niezbyt trafną metaforą. Wrocławska wystawa, prezentująca prace prawie czterdziestu artystów z całego świata i realizująca się w różnych dziedzinach sztuki, takich jak filmy, wykłady, dyskusje czy performance, stała się istotnym zdarzeniem kulturalnym, poruszającym problem tożsamości Żydów we współczesnej Europie.

Otwierająca wystawę praca izraelskiego artysty Eli Petela zatytułowana Hyhyhy z 2007 roku jest złożoną z 16 tysięcy koralików instalacją, imitującą ozdobną kurtynę, którą przykrywa się Arkę Przymierza. Słowo ha-jihje, widoczne na delikatnej zasłonie, dwukrotnie pojawia się w Biblii hebrajskiej i odzwierciedla bogactwo tego języka. Można je bowiem czytać na kilka różnych sposobów: w tym jako „Hi hi hi”, czyli drwiący chichot, lub biorąc pod uwagę kontekst biblijny, hasło odnoszące się do teraźniejszości (czy może być?), przyszłości (czy będzie?) i przeszłości (czy było?). Dzieło to jawnie koresponduje z będącą już symbolem i znakiem firmowym poezji konkretnej Klepsydrą Stanisława Dróżdża, także prezentowaną przy okazji wystawy. Choć, jak deklaruje Rafał Jakubowicz, współkurator ekspozycji, nie stawia ona żadnej tezy na temat tego, czym jest istota tożsamości, to nadaje wyraźny kierunek myślenia o niej –jako o wartości podlegającej ciągłym modyfikacjom, które w znaczący sposób wpływają na jej dynamiczny, procesualny i temporalny charakter.

Ćwiczenia z portretu Krystyny Piotrowskiej to cykl prac, w których twarz potraktowana jako fundament tożsamości podlega konkretnym zmianom poprzez doklejanie i przemieszczanie kolejnych elementów: oczu, nosa i ust. Odnosi się to zarówno do prób ponownego zdefiniowania własnej tożsamości przez artystkę – po tym, jak dowiedziała się o żydowskim pochodzeniu swojej matki – jak i do pseudonaukowych teorii rasowych XIX i XX wieku. Świadomość historyczna nakazuje redefiniować dotychczasową tożsamość, poddać ją przymusowej autoanalizie. Podobnie jest w filmowej prezentacji Joga 1 i Joga 2, gdzie Piotrowska głosem z off-u, przedstawia swojego brata, podając informacje, które bardzo ogólnie określają tożsamość współczesnego Europejczyka, takie jak wiek, pochodzenie, wyznanie, wykształcenie, praca, stan cywilny itp. Na ekranie widzimy brata artystki ćwiczącego jogę. Na pytanie siostry, czy wie o żydowskim pochodzeniu ich matki, odpowiada, że wie, ale nie ma to dla niego żadnego znaczenia. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy mężczyzna idzie zamówić deski do stolarza, a ten odmawia ich wykonania, mówiąc krótko, że „Żydów nie obsługuje”.

Choć Vot ken you mach? nie jest wystawą na temat Holocaustu, trudno nie zauważyć, że większość prezentowanych na niej instalacji odnosi się do eksterminacji w czasie II wojny światowej. Oczywiście nawiązują do niej głównie drugie i trzecie pokolenie po Szoah. Dla drugiego pokolenia charakterystyczne jest przemilczenie, do czego nawiązuje prezentacja Claire Waffel, ukazująca ojca artystki, który w przemówieniu wieńczącym koniec swojej pracy zawodowej zgrabnie omija wszystko, co jest związane z jego żydowskim pochodzeniem. Jednak dla artystów reprezentujących trzecie pokolenie temat Holocaustu jest ważnym wyzwaniem, prowokującym pytanie o ich własną tożsamość we współczesnej Europie w odniesieniu do przeszłości i przyszłości. W trwającym ponad półtorej godziny filmie Syndrom sztokholmski Amit Epstein bawi się konwencjami, łącząc m.in. musical i videoklip. Za pomocą przebojów Madonny, Marleny Dietrich czy Depeche Mode buduje uniwersalną opowieść o różnych etapach konfrontacji ze swoim żydowskim pochodzeniem, która staje się charakterystyczna dla całego pokolenia. Słowa przeboju „depeszów”: People are people, so why should it be, you and I should get along so awfully. I can’t understand what makes a man, hate another man. Help me understand – wykorzystane w scenie, w której Amit (jego żydowskość podkreślają doklejone sztuczne pejsy) śpiewa je do swych niemieckich trzydziestoletnich rówieśników – wyrażają bunt przeciw bezsensownej, niczym nieuzasadnionej nienawiści i mówią o próbie rozejmu pomiędzy „ofiarą” a „katem”. Epstein znajduje tylko jedno rozwiązanie, żeby pogodzić się z przeszłością i móc zacząć budować wspólną przyszłość, a jest ono oparte na Spinozowskim aksjomacie nienawiści, która zanurzona w miłości w końcu sama się nią staje.

Szkoda, że większość zwiedzających wystawę pośpiesznie odchodziła od ekranu przekazującego ten „syndrom” po około piętnastu minutach, w obawie, że nie zdąży obejrzeć, czy choćby przejrzeć całości. To zresztą nadmiar materiału był głównym problemem zajmującej aż dwa piętra siedziby wrocławskiego muzeum wystawy. Sądzę, że bez szkody dla całości można byłoby dokonać selekcji prac i spokojnie odrzucić ich część. Wiele z prezentowanych na wystawie filmów, jak np. obraz Shiry Wachsmann Bez granic czy Jeśli miałbyś mnie zapomnieć Sharone Lifschitz, ukazuje żydowskich bohaterów zagubionych i samotnych, którzy mimo że od lat żyją z dala od Europy, nie potrafią znaleźć sobie miejsca, zatrzeć w świadomości ciemnych plam trwającej wieki, ogólnoeuropejskiej historii prześladowań i dyskryminacji swoich przodków. Ich indywidualne wspomnienia przekształcają się w pamięć kolektywną, a to zdaje się tylko powiększać dystans, jaki ich dzieli od nie-Żydów i wzmagać obcość, wobec której wydają się całkowicie bezsilni i bezradni. To pokazuje, jak ciężko jest mówić o homogenicznym charakterze tożsamości narodu żyjącego w ciągłej diasporze, skazanego na życie w cudzych miejscach i posługiwanie się cudzym językiem. Ciekawą wariacją na temat tożsamości (nie tylko żydowskiej, ale tożsamości w ogóle) były jej abstrakcyjne ujęcia, jak Wewnętrzna kurtyna wspomnianej już wcześniej Claire Waffel, czyli ruchoma instalacja, której części można dowolnie przesuwać. Płachta ciężkiego materiału symbolizuje tu tożsamość złożoną z ruchomych komponentów, które nie mają jednego, trwałego trzonu czy źródła. Dziewięciominutowy filmik Shlomiego Yaffe, artysty izraelskiego, na co dzień mieszkającego w Pradze, zatytułowany Jak zmieniłem swą ideologię na Praskim Targu przedstawia autora, który wędrując po targowisku, zaopatruje się w bojówki, kastet i to wszystko, czego potrzeba, aby przynajmniej zewnętrznie przeobrazić się w neonazistę. W tej prowokacji uderza nie tylko to, że Yaffe z Żyda staje się w mgnieniu oka neonazistą, a jego tożsamość określa głównie przebranie, ale również to, że wszystkie te faszystowskie „atrybuty” kupuje od azjatyckich imigrantów. Na wystawie pojawiły się też prace m.in. Karoliny Freino, Artura Żmijewskiego, Łukasza Baksika, jak i świetna Rozgrzewka młodego twórcy (rocznik 1991) Dawida Marszewskiego.

W trakcie oglądania wystawy Vot ken you mach? przypomniałam sobie historię, którą opowiedziała mi całkiem niedawno koleżanka. Kilka lat temu zimą, po wyjściu z synagogi w Krakowie, została obrzucona śnieżkami przez grupkę małych chłopców i wyzwana od brudnej i śmierdzącej żydówy. Chłopcy szli za nią, dopóki nie schowała się w jakiejś kawiarni, a potem jeszcze długo czekali pod drzwiami, aż z niej wyjdzie. Moja koleżanka nie jest Żydówką, to Polka o typowo „aryjskich” rysach. Wszystko, co łączy ją z żydowskością, to fakt, że ukończyła judaistykę, poza tym kilka miesięcy mieszkała w izraelskim kibucu. W tej smutnej historii tym, co bardziej przeraża od antysemityzmu dzieci w XXI wieku, dla którego nie ma żadnego wytłumaczenia, jest trafność stwierdzenia, dołączonego do opisu jednej z prac prezentowanych na wystawie, że tożsamość (żydowska) tak naprawdę nie istnieje. Istnieją jedynie inne tożsamości, które ją określają.

Iza Jóźwik